Wypromować paczkę chipsów albo nowy model samochodu nie jest szczególnym wyzwaniem i wszyscy mniej więcej wiemy (intuicyjnie lub przez doświadczenie) jak to zrobić. Ten tekst jest głównie dla przedstawicieli instytucji miejskich/samorządowych, ale jeśli zarządzasz czymkolwiek myślę, że pomysły tutaj opisane też mogą Ci się przydać.
Zawsze fascynowała mnie jednak ogromna skala, promocja miasta, państwa. Ciekawi mnie też jak to jest możliwe, że miasta w Niemczech lub Belgii tak łatwo budują społeczności. W związku z tym, ten wpis poświęcam miastom, które uwielbiam, a które przesypiają najwspanialszy okres w rozwoju – bum turystyczny i media społecznościowe – Lublinowi i Nałęczowowi.
Turystyka internetowa
Już na wstępie odpowiadam na pytanie, które na pewno zrodziło się w Twojej głowie – co ma Lewy do turystyki? No ma, media społecznościowe. Stopień w jakim wpływają one na turystykę jest niewyobrażalny i nie powinno to nikogo dziwić. Nie jest to bowiem nic innego jak marketing rekomendacji mający największy wpływ na podejmowane przez nas decyzje zakupowe.
Jak podaje TripAdvisor (takie medium społecznościowe dla podróżujących, swoją drogą moje ulubione narzędzie do znajdowania miejscówek na jedzenie) miesięcznie mają 50 milionów aktywnych użytkowników, poszukujących celu swojej następnej podróży. Tak – pięćdziesiąt milionów aktywnych unikalnych użytkowników tylko w jednym TripAdvisorze. To natomiast przekłada się na liczbę recenzji, te na wiarygodność, a ta na ROI (zwrot z inwestycji).
Dołożyć trzeba do tego najbardziej obiecujące obecnie medium – Instagram i mamy miliardy użytkowników oglądających, interesujących się się i planujących podróże w jednym miesiącu.
Bat na „januszy biznesu”
Innymi słowy – ludzie ufają bardziej Tripowi i IG, bo widzą zdjęcia i czytają rekomendacje, sam stosuję właśnie taką zasadę. Najpierw czytamy opinie, potem oglądamy zdjęcia i decydujemy czy stosunek – cena/jakość/opinie spełnia nasze wymogi.
Po drugie biznes turystyczny też musi przejść na poziom mediów 2.0 lub 3.0, jeśli znajduję miejsce w Google i widzę pięć negatywnych opinii, które pozostają bez odzewu lub poziom komunikacji od hotelu jest poniżej wszelkiej krytyki to uciekam. W rezultacie złe miejsca powstają nadal, ale sieć weryfikuje je dużo szybciej (zerknijcie na przykład tutaj: http://bit.ly/2un2LEz).
I pojawia się zasadnicze pytanie jak to się ma do Lublina i Nałęczowa, a już w ogóle jak to się ma do promocji miast.
Promocja produktu – miasto
Miasta można promować na dziesiątki sposobów i to nic wielkiego. Lublin promuje się jako miasto studenckie, nauki i miasto z dobrą atmosferą dla start-upów. Chociaż z dwa pierwszymi punktami ostatnio trochę cienko.
A Nałęczów? Cóż tutaj jest jak sądzę trudniej, bo kręcę się po stronie miasta i nic tam nie widzę. Skorzystam więc z intuicji – Nałęczów, zdroje, woda, uzdrowisko, park, spa.
Te dwa miasta różni zasadniczo budżet – to oczywiste. Jednak można w prosty sposób wykorzystać pewne narzędzia lub trendy w społeczeństwie w konkretnych grupach.
Kalendarz marketingowy
Z racji ogólnej tematyki jaką poruszam w tym konkretnym artykule, będę bazował na przykładach „pod miasta”, ale analogiczne rozwiązanie możesz zastosować do prowadzone fanpage’a, restauracji lub czegokolwiek.
Biorąc pod uwagę fakt, że najbardziej ufamy rekomendacjom pakowanie pieniędzy w reklamę jest z gruntu bezcelowe. Jedyny sens ma promocja wydarzenia informacyjna.
Poza tym słowem kluczem jest „kalendarz”. Jeśli zarządzasz miastem lub galerią handlową lub restauracją ludzie są tam w sposób ciągły, ale z czasem tracą zainteresowanie. Tak jak galerii handlowych jest kilka (choćby w takim Lublinie), jak i miast, które są równie ładne co Lublin lub Nałęczów lub ładniejsze jest kilkadziesiąt. W związku z tym każdego klienta trzeba zainteresować i stymulować. Jak to robić?
Odpowiedź znaleźli Amerykanie, Niemcy i inni. Zauważyłem to pierwszy raz w małym niemieckim miasteczku. Jak zwykle wtedy pojechałem na wystawę psów do mieściny w zachodnich Niemczech. Mieszkańców tam kilkaset, jeden czy dwa zakłady przemysłowe, centrum to pomnik, fontanna i dziesięć lokali handlowo-usługowych. Jednak to co tam się działo przy okazji wystawy przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Przy halach pojawiło się wesołe miasteczko, kilkadziesiąt „budek” handlowych, miejsca szkoleniowe. Dosłownie wokół wystawy wyrósł festyn.
Efekty? Skok zdjęć w mediach społecznościowych, znajomi zapraszający w ten sposób znajomych, ludzie dojeżdżający na miejsce. Promocja miasteczka lokalnie ogromna.
Koszty? Minimalne. Wystawa i tak by się odbyła, budki wystawiennicze były miejskie, a ludzie, którzy w nich handlowali zapłacili jeszcze za możliwość bycia i sprzedaży. Realny koszt to ustawienie miejsca, sprzątanie i prąd. Jednak szybko kalkulując mogę przypuszczać, że impreza „na koniec” wyszła na zero. Zbadać trzeba by jedynie zyski długofalowe.
O takiej promocji myślę.
Kalendarz
Styczeń. Święta wielokulturowe dla Lublina i Nałęczowa. Orszak Trzech Króli, a także święta w Kościołach Wschodnich. Sam orszak daje mnóstwo możliwości, do tego aż prosi się o debatę, spotkanie, rozmowy o wierze.
Luty. No litości! Święto zakochanych, które może trwać cały weekend od piątku. W Lublinie większość aktywnych mieszkańców to przede wszystkim studenci. Aż prosi się o walentynkowe lodowisko, dekoracje, ramki na insta, wielkie świecące serce. A na koniec festiwal ballad miłosnych w Ogrodzie Saskim lub na Placu Litewskim. Oczywiście do tego stragany z cukrowymi serduszkami, kwiaciarnie, kawiarnie. Nałęczów natomiast musi od lutego zacząć wykorzystywać park uzdrowiskowy, który aż prosi się o miejsce na romantyczne spacery, czekoladę zakochanych w pijalni czekolady i pakiety walentynkowe w spa.
A tak jeszcze na marginesie – mam swój fanpage, polub jak masz ochotę 🙂
Marzec – Dzień kobiet, początek wiosny. Tutaj tematykę można dobrać dowolnie. Powinno być radośnie, wiosennie i lekko. Wiadomo, że początek wiosny to topienie marzanny, dzień kobiet to tulipany. To aż się prosi o konkursy i festiwal kwiatów.
Kwiecień – Wielkanoc, śmigus dyngus etc. Pisanki, kraszanki, malowanki, do tego wielkanocne mazurki i baby. To już na samą myśl pachnie festiwalowo. Do tego koncert „Wiosna ach to ty!”.
Maj – Majówka, miejskie grillowanie, do tego festiwal żywności ekologicznej, wielkie miejskie piknikowanie w Parku Zdrojowym i nad Zalewem Zemborzyckim. Do tego oczywiście Juwenalia.
Czerwiec – powitanie wakacji, coś trzeba pisać więcej?
Lipiec/Sierpień – festiwale, sport, wypoczynek. W Lublinie to czas wspaniałego Carnaval’u Sztukmistrze.
Wrzesień – pożegnanie wakacji lub miesiąc na odpoczynek, bo potrafi ostatnimi laty być zwyczajnie paskudny.
Październik – zmiana czasu na zimowy, Międzynarodowy Dzień Ludzi Starszych (Nałęczów hellou!), Święto Edukacji Narodowej.
Listopad – Święto Niepodległości i wielkie patriotyczne świętowanie, parady, pikniki, wojskowa grochówka.
Grudzień – Boże Narodzenie, FESTIWAL ŚWIĄTECZNY.
Tego nie jestem w stanie pojąć swoim małym umysłem – dlaczego takie miasta jak Lublin i Nałęczów nie mają swojego świątecznego festiwalu? Kojarzycie te magiczne stragany z filmów, lodowiska, zakochani, piękne zdjęcia? Przecież Lublin i Nałęczów mogłyby rozpalić do czerwoności linie Instagramowe liczbą zdjęć użytkowników.
Tak jak robi to Londyn, Praga, Budapeszt (10 najlepszych festiwali w europie – tutaj)
Podsumowując
Pewnie – każdy może powiedzieć – łatwo napisać, ale jak się zaprasza gwiazdę to się płaci. Tak to prawda, a kto mówi, że to co miesiąc musi być gwiazda ogólnopolska lub światowa? Jeden mega koncert latem i dwa mniejsze na wiosnę i zimę, a poza tym każde miasto ma jakąś zdolną młodzież.
„Nie zawsze jest miejsce!”. Bzdura – zawsze jakieś miejsce się znajdzie. Park Zdrojowy, boisko szkolne, Zalew Zemborzycki, Plac Litewski, Plac Zamkowy, Plac CSK, mam wymieniać dalej?
„Nie da się!”, a idź, bo ci zaraz krzywdę zrobię!
Żyjemy w pięknych czasach – wystarczy nakręcić ludzi, a oni sami się nakręcają bardziej, problem jest w tym, że miastom się nie chce.
A Ty jakie masz doświadczenia? Albo fajne przykłady promocji miast lub takich festiwali? Piszcie w komentarzach.
0 komentarzy